Menu close
08.10.2019

Zanim z Francji dojechaliśmy do naszego docelowego miejsca - Sevilli, zafundowaliśmy sobie jeszcze zwiedzanie hiszpańskiego wybrzeża Morza Śródziemnego. Głównymi miastami na naszej trasie były Barcelona, Walencja i Granada.

BARCELONA

Barcelona to był dla nas hiszpański szok: totalnie inna, nie znana wcześniej kuchnia (jak włoskich i francuskich restauracji w Polsce jest na pęczki, tak tych serwujących tradycyjną hiszpańską kuchnię praktycznie się nie spotyka), w której na piedestale stoją dumnie TAPAS. Z tych wegańskich i bezglutenowych (a takich jest niestety mało) najbardziej posmakowały nam patatas bravas, czyli smażone cząstki ziemniaków (czasem podawane jako gotowane) z ostrym, lekko kwaskowatym pomidorowym sosem. A oczywiście jak wakacje w Hiszpanii, to… sangría ❤️ A gdzie je zjeść? Praktycznie wszędzie (choć uwaga, czasem pomidorowy sos brava zagęszczany jest mąką pszenną, lepiej o to zapytać), ale radzę unikać tapas barów zlokalizowanych przy popularnych zabytkach: są drogie, a jedzenie jest średniej jakości. Najlepiej znaleźć bar oddalony od centrum, gdzie wieczorami stołują się mieszkańcy.

zdjecie

zdjecie

WALENCJA

W Walencji zabawiliśmy krótko, niespełna pół dnia, a naszym celem było spróbowanie tam paelli. Dlaczego? Tradycyjnie uważa się, że właśnie tam została ona wymyślona. To z dialektu walenckiego wzięła się również nazwa tego dania: paella oznacza w nim bowiem tą wyjątkową patelnię, na której jest ona przygotowywana. Składnikiem oryginalnej walenckiej paelli jest jednak mięso, więc zjedzona przez nas wersja nie była tą “prawdziwą”. Była jednak przepyszna (fakt, jadłam ją pierwszy raz w życiu i nie miałam porównania, ale subiektywnie na prawdę bardzo mi smakowała).

Przy poszukiwaniu tej jedynej wam odpowiadającej nie dajcie się nabrać na jedzenie w jednej z tych turystycznych restauracji, które wystawiają banery ze zdjęciami wszystkich dań na zewnątrz. Takie knajpki przeważają, szczególnie w Walencji, ale da się znaleźć bardziej lokalne miejsce - my skierowaliśmy się na targ, po hiszpańsku mercado, gdzie chyba szanse na zjedzenie czegoś świeżego i przyrządzonego w tradycyjny sposób - głównie dla tubylców, a nie turystów - są największe 😉

zdjecie

zdjecie

GRANADA

Pierwsze większe miasto, w jakim zatrzymaliśmy się po przekroczeniu granicy Andaluzji zaskoczyło nas zupełnie innym klimatem niż te odwiedzone przez nas w poprzednim tygodniu. Na ulicach czuć było zapachy z arabskich restauracji, które w centrum miasta górowały nad tapas barami. W Granadzie porzuciliśmy więc ziemniaki na rzecz falafeli i hummusu z baru Papas Elvira przy Calle Elvira.

Nie dajcie się zwieść małemu, zatłoczonemu lokalowi. Jedzenie jest tanie, przepyszne, a porcje są o-gro-mne! Niestety przez ilość ludzi udało mi się uwiecznić na zdjęciu tylko jedno z dań, które tam jedliśmy: Ensalada Elvira, czyli ryż smażony z kuminem, hummus, falafel i sałatka. Poza tym z wegańskich i bezglutenowych posiłków można tam zjeść również mussakę oraz faszerowanego bakłażana i paprykę. Wszystko zostało przez nas spróbowane i jest godne polecenia. Nie jest to wprawdzie najzdrowsze jedzenie jakie jadłam w życiu, ale daje super kopa energetycznego do zwiedzania wzgórz górujących nad miastem i Alambry.

zdjecie

zdjecie

Menu

08.10.2019
Obserwuj Pokarmlove w mediach społecznościowych
© 2016-2022. Wszelkie prawa zastrzeżone.