Wycieczkę do Pragi zafundowaliśmy sobie z mężem w kwietniu przy okazji jego wyjazdu służbowego. Już dawno chcieliśmy zobaczyć czeską stolicę, ale jak to czasem bywa z atrakcjami, które są stosunkowo blisko nas, zazwyczaj ciężko się do nich wybrać.
Żeby nie martwić się śniadaniami zabrałam ze sobą jako backup bezglutenowy, pakowany próżniowo chleb i dżem (ostatnio standard na jakichkolwiek wyjazdach), a co do jedzenia na mieście, zdecydowaliśmy się zaufać stronce Happy Cow, i standardowemu Tripadvisorovi.
Nie chciałam się nastawiać, bo zazwyczaj nawet jeśli restauracja “oferuje posiłki bezglutenowe”, najczęściej jest to sałata lub frytki. Moi drodzy, tak się jednak nie stało w Pradze! Tak samo jak pozytywnie zaskoczył mnie klimat miasta (zakochałam się w jego uliczkach!), tak wegańskie, bezglutenowe restauracje okazały się być totalną rewelacją. Jedyne czego żałuję to to, że nie zostaliśmy w Pradze dłużej, żeby móc wypróbować wszystkie knajpki i dania, które proponowały.
Dzień I:
Do Pragi przyjechaliśmy po południu, więc pierwsze co zrobiliśmy po zameldowaniu w hotelu to wyszukanie czegoś na kolację. Naszą uwagę przyciągnęła Lehká hlava - już jej oryginalny wystrój namawia do wejścia do środka i skosztowania atmosfery. W restauracji (na stolik musieliśmy poczekać ok. 15 minut) jest dość ciasno, co sprzyja zawieraniu znajomości i rozmowie z ludźmi z całego świata. Już na samym początku zwróciliśmy uwagę, że praskie karty dań mają wyszczególnione wszelkie możliwe alergeny, które mogą zawierać posiłki (co nie jest tak rozpowszechnione w Polsce), dzięki czemu nie trzeba było o wszystkie szczególiki pytać kelnerów. Znacznie poprawiło mi to komfort jedzenia!
Zamówiliśmy zestaw past wegańskich (hummus, pasta z tofu z żurawiną, guacamole oraz pasta z buraka), do których bez problemu podano nam zamiast chleba… ogromny półmisek kukurydzianych nachosów (kolejne zaskoczenie, nigdzie wcześniej się z taką podmianą tradycyjnego chleba nie spotkałam). Pasty były przepyszne, idealnie doprawione, a porcja ledwie do przejedzenia na dwie osoby.
Po obiedzie oczywiście zachciało nam się deseru, a że pogoda dopisywała, postanowiliśmy poszukać wegańskich lodów. Niestety lodziarnia Creme de la Creme, która znalazła się na trasie naszej wycieczki nie oferowała bezglutenowych rożków, jednak wegańskie lody o smaku słonego karmelu zrekompensowały mi konieczność jedzenia ich plastikową łyżeczką z papierowego kubeczka.
Dzień II:
Zachęcona sukcesem dnia poprzedniego zdecydowałam się wybrać jakiś lokal na śniadanie. I tu znów strzał w dziesiątkę (aż nudno się to pisze) - Sweet Secret of Raw to naprawdę kawiarnia godna polecenia. Wszystkie ciasta są raw, bezglutenowe i wegańskie. Nastrój panuje tam idealny, żeby w spokoju wypić poranną kawę i delektować się “wypiekami”. Za towarzysza śniadania służy przesłodki piesek należący do jednej z właścicielek. W dodatku serwują przepyszną kawę. Czego można chcieć więcej? Może ich lokalu w Krakowie? :D
W porze lunchu zdecydowaliśmy nie rezygnować z dalszego zwiedzania, więc posililiśmy się na jednym z wielkanocnych targów, które rozstawione były na głównych placach Pragi (np. na Hradczanach za Katedrą św. Wita czy na Starym Rynku pod Kościołem Marii Panny przed Tynem). Bezglutenowych dań było mało, ale w pełni zadowoliły mnie ziemniaki na milion sposobów (mąż nie pogardził wege burgerem z tofu).
Na kolację wybraliśmy się do cudownej Vegan’s Prague na Hradczanach, umiejscowionej w pięknej, starej kamienicy w części historycznej Pragi. Menu było imponujące, nie wiedziałam co wybrać, więc padło na najbardziej interesujące i oryginalne danie z karty - wegański otwarty burger na gratin z ziemniaków z karmelizowaną cebulką, tofu i roszponką. Burger bez bułki, którym zazwyczaj bym pogardziła (bo to przecież sałatka, blagam…), tym razem okazał się świetnym wyborem, ze względu na gratin z idealnie kremowym serkiem i pyszne dodatki. Polecam tą restaurację też ze względu na piękne widoki z okien!
I oczywiście nie obyło się bez prawdziwego, czeskiego piwa (niestety nie bezglutenowego, ale przynajmniej bez słodu pszennego).
Dzień III:
Trzeciego dnia po wymeldowaniu z hotelu postanowiliśmy zrobić szybką przebieżkę po najbliższych restauracjach, których nie zdążyliśmy jeszcze wypróbować.
Na pierwszy rzut poszedł Etnosvět - restauracja bardziej elegancka, w typie modnych lunchowni. Zamówiliśmy danie dnia, którym akurat była zapiekana papryka z kaszą i warzywami. Smak był w porządku, jednak ilość jedzenia w stosunku do ceny nie powalała. Lokal za to urządzony przepięknie.
Na koniec, już przed samym wyjazdem na szybko zjedliśmy mini obiad na wagę w Vegg Go, składający się z różnego rodzaju kasz, strączków i mieszanek warzywnych na zimno. Warty polecenia, jeśli komuś bardzo się spieszy i chce zjeść w biegu, ale z pewnością nie na romantyczną randkę w Pradze.
Podsumowanie
Generalnie zjeść w Pradze wegańsko i bezglutenowo nie jest wielkim wyzwaniem, jeśli się wie, gdzie szukać (do tego polecam raz jeszcze stronę Happy Cow). Mając czas tylko na jedną restaurację, wybrałabym chyba Vegan’s Prague, za ich lokalizację, nastrój, obsługę i oryginalne dania. Żałuję, że nie wystarczyło mi czasu na wypróbowanie wysoko ocenianej restauracji Maitrea oraz którejś z restauracji sieciówki Loving Hut, co z pewnością zrobię będąc kolejny raz w Pradze.
Ważny tip dla alergików: w ogromnej większości restauracji na samych kartach dań znajduje się szczegółowy wykaz alergenów (nie tylko tych podstawowych jak pszenica czy orzechy, ale też np. czosnek), więc nie jest konieczne wypytywanie obsługi o konkretne składniki używane przy przygotowywaniu posiłków. Dla mnie ogromny plus, dzięki temu w restauracjach czułam się dużo bardziej komfortowo.
Dla niewegeterian - po drodze znalazłam włoską restaurację - Alriso, w której wszystkie posiłki są bezglutenowe!